Niestety z moich planów nic nie wyszło. Tygodnie oczekiwania i nadziei, skończyły się - odpuściłam. Jak pisałam tu .... uznałam swoją bezsilność i przestałam karmić się złudzeniami. Zaakceptowałam fakt, że nie mogę osiągnąć tego, co jest dla mnie bardzo ważne....
Moje pisanie nigdy nie miało na celu - zarabiania, zdobywanie popularności, ilości wejść. Dlatego nie kierowałam się poprawnością formy - tym co się sprzedaje.
Liczba czytających blog waha się w setkach, a nie tysiącach. Ale były momenty, w których życie dawało mi nadzieję, że stanie się to moją pracą. Postanowiłam więc spróbować i napisałam do naczelnej dużego portalu, chciałam się uczyć, uzyskać wskazówki, które pozwolą mi w przyszłości pisać, tak wspaniałe artykuły - jakie często czytałam na ich stronie. Pomyślałam sobie, zrobię wszystko, co będę mogła, aby sprostać temu zadaniu. Wiedzę mam, teraz muszę nauczyć się, jak ją przekazać. Napisałam ... i przez jakiś czas wydawało się, że to może się udać.
Chciałam dzielić się tym co wiem. Jednocześnie chciałam, aby to nie było tylko pisaniem dla zarabiania. Chciałam, aby to było prawdziwe, pomocne i wartościowe. Nie było odpowiedzi odmownej, raczej: zastanowię się, przeczytam, zobaczę i odezwę się. Po kilku tygodniach zwodzenia, braku informacji, słów wyjaśnienia, poddałam się...
Mam wielki sentyment, podziw dla tego portalu. Przez kilka lat towarzyszył mi, był źródłem mojej inspiracji i radości. Darzę sympatią ludzi, którzy tam pracują, miałam przyjemność kilka z nich poznać. I ze względu na to wszystko, nie mogłam zachować się inaczej.
Portal, który podziwiałam, odbierałam jako profesjonalny, nagle ... zaczął być zawodny. Zrobiło mi się smutno, kiedy bez słowa wyjaśnienia, wyniki konkursów ogłaszali z dużym opóźnieniem. Gdy na ich stronach pojawiało się coraz więcej błędów, zdradzających mniejszą dbałość o to, co jest publikowane. Złożyło się na to kilka rzeczy, które oczywiście można wytłumaczyć dużą ilością pracy, pośpiechem. Nie wiem, jak to jest na innych stronach, może jest nawet powszechne i często spotykane. Jednak mi zabrakło krótkiej wiadomości, przeprosin czy słowa wyjaśnienia. Czytelniczki w komentarzach szukały odpowiedzi i okazywały swoje niezadowolenie, a portal milczał. Pomyślałam sobie wypadek przy pracy - ot co, każdemu się może zdarzyć, chwilowe trudności.
Z tego powodu na początku, nie dziwiło mnie zachowanie naczelnej. Biorąc pod uwagę, co dzieje się na stronie, pomyślałam sobie - nie w głowie jej to teraz. Była deklaracja: naniosę poprawki, zobaczę co da się z tym zrobić, opublikuję - na pewno się odezwę. Pozostało mi czekać. Z czasem stanęłam przed wyborem, narzucać się i co chwila przypominać, otrzymując co rusz to nowe tłumaczenia lub zbywana być milczeniem. Walczyć widząc, że jestem na pewien sposób zwodzona, albo dać spokój.
Wybrałam - odpuścić. Być może, ta osoba nie ma odwagi, czasu, ochoty, być względem mnie szczera. Może ma jakiś inny ważny powód. A ja nie chcę z całą sympatią, jaką mam do tej osoby, być powodem dla KTÓREGO miała by czuć jakiś dyskomfort. Uznałam, że moim wycofaniem się zrobię jej przysługę. Sama również, czułam się z tym niekomfortowo, czułam się bezsilna - bo tak bardzo pragnęłam, aby dotrzymała słowa, było to dla mnie bardzo ważne, a jednak musiałam przyjąć do wiadomości .... że to klasyczne uderzanie głową w mur.
Mam szacunek do samej siebie, nie wywieram presji, nie lubię się narzucać. Nie zrobiłam tego pytając o możliwość pisania i ewentualnej współpracy, nie nalegałam na danie mi szansy. Deklaracja wyszła od drugiej strony - niewymuszona. Usłyszałam i przyjęłam do wiadomości. Nie wywierałam nacisku na nikogo. A później starałam się tylko wyegzekwować to, co zostało powiedziane - obiecane.
Miałam dużą nadzieję, wiarę w to, że mogę, potrafię... wydawało się, że trafiłam na odpowiedzialną osobę, która dotrzyma danego słowa. Niestety tak się nie stało.
Komentarze
Prześlij komentarz