Czytając książki o rozwoju i doskonaleniu, natrafiłam na pojęcie akceptacja. Zaakceptuj siebie, innych, rzeczywistość, emocje... I nie do końca to rozumiałam.
Dla mnie, to było równoznaczne ze zgodą, biernością. Jak mam coś zaakceptować, skoro to mi nie pasuje, to mi się nie podoba - myślałam. Był we mnie bunt : "ale ja nie chcę, żeby tak było !" Zgodzić się na to, że moje życie wygląda w ten sposób ! Nieeeeeeeeee !
Akceptacja to nie przejaw bierności, ślepe przyzwolenie na to, co nam nie pasuje - co niedopuszczalne. To nie akceptacja wszystkiego i wszystkich, bycie ofiarą czy osobą uległą. To nie godzenie się z rzeczywistością, przyzwolenie na to co dzieje się obok (wkoło) nas.
Więc czym ona jest.
"Zobaczyć to takim jakim jest, zdać sobie sprawę z tego jakie jest. Przyjąć do siebie - przestać walczyć, negować."
Teraz wiem, z własnego doświadczenia, że to prawda - łatwiej jest robić coś w duchu akceptacji wobec obecnego stanu rzeczy. Oraz że akceptacja wcale nie oznacza, że nie powinno się próbować zmieniać danej sytuacji albo starać się pozbyć przeszkód, ciężaru. Ale nie można zmienić czegoś, zanim się tego najpierw nie zaakceptowało.
Akceptacja oznacza, że zamiast zaprzeczać, walczyć, unikać, przyjmujemy to do wiadomości.
Akceptacja to ustalenie faktów, zdanie sobie sprawy z tego jak jest.
Gdy zaakceptujesz, przestajesz mieć pretensję, że powinno być inaczej, to zakończenie walki pomiędzy umysłem a rzeczywistością. Likwiduje gniew, frustracje i złość.
Gdy akceptujesz - przestajesz stosować mechanizmy ochronne, bo skoro uznałeś to takie jakie jest, to nie masz, przed czym się bronić, co negować.
Akceptacja nie każe Ci cierpieć i godzić się na rzeczy, które są niedopuszczalne.
Jest też radykalna akceptacja. Czyli - jest, jak jest i nic na to nie poradzimy. Jest ona koniecznością, jedynym rozsądnym rozwiązaniem i wyjściem z sytuacji choroby, rozstania, utraty kogoś/czegoś ważnego. Tu nic się nie poradzi, więc akceptujemy to ostatecznie - bez osądzania, żalenia się, oskarżania. Jednak większość osób najpierw wybiera, odruchową reakcję walki. Nie godzą się ze złym losem, narzekają na jego niesprawiedliwość. Płaczą, krzyczą, próbują odwrócić bieg historii. Sama czasami tak robiłam. Dopiero po bólu, sprzeciwie i gniewie dorastamy do akceptacji.
Akceptacja to proces. Nie nastąpi z dnia
na dzień, a im bardziej bolesne sytuację, tym więcej czasu i praktyki
wymaga. Ja zaakceptowałam wiele rzeczy, bo nie chciałam, aby miały nade
mną kontrolę.
Akceptacja to nie słabość, tylko odwaga, siła widzieć jak jest. Nie upieranie się, twierdząc, że jest inaczej.
Wkrótce kolejny post - skupianie się na korzyściach, poszukiwanie dobrych stron.
Komentarze
Prześlij komentarz