Przejdź do głównej zawartości

O Pani, która się spóźniła

Jestem umówiona na spotkanie, z domu wychodzę wcześniej, dając sobie czas na ewentualne nieprzewidziane okoliczności. Na miejscu jestem 5 minut przed czasem, wchodzę:  "Dzień dobry", wieszam kurtkę i czekam. Mijają kolejne minuty, nikt się mną nie interesuje. W głowie pojawia się myśl - może coś pomyliłam, sprawdzam w notesie... data, godzina się zgadza. Dla pewności proszę o potwierdzenie. Tak jest Pani umówiona .... proszę czekać



Mija 20 minut, w trakcie których zastanawiam się, jak pogodzę to z kolejnymi spotkaniami i sprawami do załatwienia. Uchylają się drzwi, jestem proszona do środka. Czekam na przepraszam, dziękuje za cierpliwość, wyrozumiałość, za czekanie .... cisza... nawet głupiego usprawiedliwienia w formie żartu.

Spotkanie trwa 5 minut dłużej niż planowane 30 - osoba prezentuje postawę ja mam czas, mnie się nie spieszy... nerwowo spoglądam na zegarek. Wychodząc spotykam się z morderczym spojrzeniem osoby, która wchodzi po mnie. 
Jadę na kolejne spotkanie, już nie mam takiej pewności co rano - że się wyrobię. Miałam 2 godziny rezerwy między spotkaniami, teraz wolę od razu jechać na miejsce kolejnego spotkania. Nie mam wystarczająco dużo czasu na planowaną wizytę w sklepie, w tzw. międzyczasie. Plan mi się rozjechał. Wysyłam wiadomość do syna: mogę się spóźnić. Chce zdążyć, aby nie musiał czekać. Dzwonię jeszcze - załatwiając inne sprawy na kolejne dni.

Kolejne spotkanie. Przez rozmowy telefoniczne wchodzę tylko minutę przed czasem. Zostaję przywitana uśmiechem, w odpowiedzi na moje: Przepraszam za spóźnienie, słyszę: nic nie szkodzi, przecież  jest Pani na czas, a po drugie trwa jeszcze poprzednie spotkanie. 

Mam mętlik w głowie. Zła jestem, że tyle czasu marnuje na czekanie, tyle mam spraw do załatwienia. Planuję jak to wszystko na nowo poukładać. 

Wychodząca osoba dziękuję mi  za cierpliwość i przeprasza, że z jej powodu czekałam.

Wchodzę do środka, staramy się podgonić czas, krótko, merytorycznie. Wychodzę zadowolona, z 10 minut opóźnienia mamy tylko 5. Chwilę później zostaje oskarżona przez osobę czekającą w holu, że nie szanuję czyjegoś czasu, że ta osoba  była punktualna. Że ta osoba ma inne plany. Że autobus nie czeka. Że co ja sobie myślę ... Rozumiałam odczucia tej osoby, bo kilka minut temu byłam na jej miejscu. Przeprosiłam i wyszłam. 

Tego dnia już nic więcej nie udało mi się zrobić. 

A teraz kilka słów do Pani, która się spóźniła. Wiem, że masz to głęboko w duszy, że swoją nonszalancją rozwalasz innym dzień. To, że inni pod wpływem Twojego zachowania muszą zmieniać plany. Że są narażeni na agresję ze strony innych ludzi. Rozumiem, że jesteś zajęta, zapracowana, masz problemy i liczysz na lepsze traktowanie. Że choć się spóźniłaś, to wymagasz, aby spotkanie trwało ustalony czas, bo chcesz być załatwiona kompleksowo - "bo Ci się należy". Wiem, że uważasz, że cały świat powinien się dostosować do Ciebie. Że w pogardzie masz, że inni ponoszą konsekwencję Twojego protekcjonalizmu. Że jak spotkam podobnych do Ciebie, to z kumulacji tych "tylko 5 minut" czy choćby minutki, tworzą się godziny, które mogłabym spożytkować bardziej produktywnie. Nie wzbudza Pani mojego szacunku.  Bo mam alergię na tego typu osoby i zachowania. 

Mnie też się zdarza spóźnić, choć staram się tego nie robić. Wiem, że niektóre osoby mają wyjątkowe tendencje do bycia niepunktualnym. Jednak większość z nas robi to z pełną świadomością. O jednych i drugich napisze w kolejnych  postach.

 Dlaczego się spóźniamy

Ja po takim dniu zastanawiam się czy warto się starać, czy warto, skoro nic się z tego nie ma. Ty jesteś punktualny, a ktoś inny nie. Po co się tym przejmować, jaki to ma sens skoro inni mają to w głębokim poważaniu. Można zwątpić w sensowność bycia sumiennym, punktualnym. Skoro inni tak robią - to dlaczego ja mam nie robić. 

Wiecie dlaczego. Bo to jak w przypadku szczepionek, przynosi to korzyści zbiorowe. Nie zmienimy świata, wystarczy, że zaczniemy od nas samych. Dzięki osobom punktualnym ten świat funkcjonuje prawidłowo. A te niepunktualne zarazy (jak ta Pani) to wrzody na dupie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mondrości Ani - Jestem dumna. Po prostu.

Czasem zatrzymuję się na chwilę przy ich pokojach i patrzę na moje dzieci. Nie zerkam okiem kontrolnym, czy mają czysto. Patrzę tak naprawdę.  Jestem z nich dumna. Nie dlatego, że zdobywają stypendia, nagrody, mają dobre oceny. Jestem dumna z tego, kim są. Jestem dumna z tego, że potrafią być sobą. Każde z nich inne – jedno bardziej otwarte, drugie cichsze.  To nie jest chwalenie się. Nie chodzi mi o "zobaczcie, jakie mam wspaniałe dzieci". Bo każde dziecko jest wspaniałe. Chodzi mi o ten rodzaj cichej dumy, która siedzi gdzieś głęboko w sercu i od czasu do czasu wydostaje się na powierzchnię jako uśmiech albo łza wzruszenia. Nie po to, żeby się chwalić. Po prostu… żeby zostawić tu kawałek uczuć, które często noszę w sobie. Popełniam błędy. Ale widząc, jak moje dzieci rosną na dobrych ludzi, wiem, że coś jednak zrobiłam dobrze. Przy tej okazji chciałam napisać o bardzo ważnej rzeczy - wiele osób zarzucało mi, że za bardzo poświęciłam się dla dzieci, że oddałam całą siebie dzi...

Udawanie kogoś kim się nie jest

Dziś chcę napisać o udawaniu tzw. granie roli, naśladowanie i upodabnianie się na siłę, tworzenie pozorów. Przeciwieństwo bycia sobą, naturalnego, autentycznego zgodnego z samym sobą zachowania. Co powoduje, że tak wiele osób udaje kogoś, kim wcale nie są ? Wkładają maski i stają się kimś zupełnie innym ? Chcą być lubiani. Chcą się przypodobać.  Bo w niektórych sytuacjach, bycie sobą może być trudne. Myślą, że udając kogoś, kto jest odbierany dobrze przez społeczeństwo, będą akceptowani. Chcą zdobyć wymarzonego partnera. Bo tak jest łatwiej. Każdy ma swój powód. To nie jest nic złego, jeżeli nie przekracza się pewnych granic. Pragnienie bycia kimś innym to marnowanie osoby, którą się jest. Kurt Cobain Pragniemy akceptacji innych, a sami siebie nie akceptacjemy. Kiedy udajesz kogoś innego, masz w sobie wewnętrzny konflikt, który tworzy jeszcze większe napięcie i generuje jeszcze więcej negatywnych emocji. Co sprawia że jeszcze mniej akceptujesz to,...

Mondrości Ani - rozdrapywanie ran....

Czasami jak mamy ogromną ranę, to zamiast dać się jej zagoić to jak chory na Dermatillomanie, w powtarzających się w czasie epizodach  - skubiemy, pocieramy czy dłubiemy w niej.  Przy każdej okazji - rozdrapujemy - żeby przypomnieć sobie lub innym, jak nas bardzo zraniono, jacy jesteśmy biedni, jak poszkodowani, po to, aby pozostać w wygodnej roli ofiary albo wobec siebie, albo wobec innych. Bo ofierze się pomaga, trzeba współczuć, trzeba być wobec niej wyrozumiałym, miłym, nie można dużo wymagać. A rana to dowód  i powód do wyżalania się postronnym osobom na niesprawiedliwości, które nas spotkały. Bo trudniej jest czasami żyć z zagojoną raną, trudniej nauczyć się żyć "normalnie" z zabliźnioną raną. Więc przy każdej okazji grzebiemy do krwi, posypujemy solą. Ja już kiedyś pisałam o tym ( o tu ),  że byłam jedną z tych osób, które nie potrafiły się powstrzymać, aby nie zetrzeć strupka, aby nie rozdrapać - wciąż rozpamiętywałam swoje upokorzenia, traumy. Jest wiel...