Jakiś czas temu znalazłam moją notatkę - Czego chce. Już miałam ją wyrzucić, gdy zobaczyłam dopisek.... bardzo osobisty.
Pisanie listów było kiedyś jednym z moich ulubionych ćwiczeń. Pisałam do ludzi, którzy mnie skrzywdzili, do nienarodzonego dziecka i do siebie. I to był jeden z takich listów.
Każdy z nas ma marzenia, plany, cele na przyszłość. Chciałby być gdzieś, coś mieć, coś osiągnąć. Ja już kilka lat temu potrafiłam sprecyzować czego dokładnie chce. Po treści "listu" było widać, że poważnie podeszłam do tego ćwiczenia, odrobiłam je sumiennie. Napisany "od serca", pełny obaw, pragnień.
Tak samo wiadomość, którą dostałam od siebie. Była pełna życzeń, współczucia, pocieszeń.... tego czego sobie życzyłam, co planowałam. Były tam prośby do siebie... To, o co się proszę - Prosiłam siebie, abym walczyła, nie traciła nadziei, abym się nie poddawała.
Czytając go, mogłam przypomnieć sobie swoje rozterki, problemy i radości sprzed lat, skonfrontować swoje oczekiwania, marzenia z rzeczywistością. Przypomniałam sobie co uważałam i uważam za ważne. Czego się bałam.
Dopisek dotyczył spełnienia.
Spełnienie to subiektywne poczucie szczęścia, zadowolenia z tego jak żyję, kim jestem, co robię, również subiektywne poczucie sensu tego co robię.
Wracając do listu, napisałam tam naprawdę "coś" co na tamte czasy, było bliskie zerowemu spełnieniu. I wtedy wydawało mi się złudnym pragnieniem. A na chwilę obecną mam o wiele więcej i lepiej, niż tamtejszy max. I to nie było tak, że nie mierzyłam wysoko, ale wręcz pisałam o tym czego naj naj... chciałam.
To co podobało mi się w tym liście: był czuły i pełen troski, bardzo osobisty i szczery. Czytając go zrozumiałam, że nie zawsze to czego chcemy, jest tym czego potrzebujemy. Poczułam wielką dumę i radość, z tego co osiągnęłam.
wtedy...
Bardzo chciałam poczuć spokój, chciałam czuć się normalnie, chciałam swobodnie zaczerpnąć powietrza. Chciałam przestać czuć ból psychiczny, chciałam zapomnieć, chciałam zniknąć, uciec. Nie wyobrażałam sobie, że kiedykolwiek osiągnę taki stan, który pozwoli mi zaakceptować, zrozumieć i poczuć ulgę. Wydawało mi się, że nigdy nie usłyszę podziwu i szacunku w głosie niektórych osób. Że do końca będę musiała znosić pogardę i nie będę traktowana - choć odrobinę lepiej.
Nie przypuszczałam, że będę dumna z tego co mam, co osiągnęłam. I że Oni będą mi czegoś zazdrościć.
Że gdy napisałam, że chcę zjeść ciastko i mieć ciastko, że to się spełni.
Nadal moje małżeństwo wymaga pracy, nadal moje życie zawodowe nie wygląda tak jakbym chciała. Ale właśnie ta praca pozwala mi być obecną mamą. Takie moje - mało pracować - dużo zarabiać, być obecna w domu i nie zaniedbywać innych rzeczy. Mieć czas na wszystko co do tej pory.
Ale to co najważniejsze.... myślałam, że nigdy nie zapomnę.... nie pogodzę się z tym co mnie spotkało.
Że nigdy nie pogodzę się sama z sobą.
Życie, los nie dał mi do końca czego chciałam, ale tego czego potrzebowałam....
Bałam się naprawdę wielu rzeczy. Przypomniałam sobie o tym czytając... ba niektóre z nich się spełniły. Ale dziś powiedziałabym sobie.....
Nie zamartwiaj się czymś na co nie masz wpływu. Uwierz, że wszystko się dobrze ułoży, nie zaśmiecaj sobie głowy negatywnymi emocjami, ciesz się życiem.
Czasami musimy przestać analizować przeszłość, przestać planować przyszłość, przestać zastanawiać się co by było gdyby, czasem musimy po prostu powiedzieć sobie “niech się dzieje co chce” i iść dalej.
i moje ulubione ks. Jana Kaczkowskiego
Nie marnuj czasu, odnoś się do faktów, a nie swoich wizji.Życie jest tak nieprzewidywalne! Za chwilę może się zdarzyć coś, co natychmiast rozwiąże wasze problemy.
Mam zamiar wkrótce napisać kolejny list... do Ani za 5 lat, mamy dorosłych dzieci.... i jestem pewna, że będę go czytać równie wzruszona i dumna jak teraz.
Komentarze
Prześlij komentarz