Przejdź do głównej zawartości

Którą wybrać mam z dróg .Dokąd iść, tu czy tam ?

W życiu masz zawsze kilka dróg do wyboru. I niezależnie od tego jak dobrze byś wybrał, zawsze będziesz zastanawiał się nad tym, jak wyglądało by twoje życie gdybyś wybrał inaczej.


Ten post powstał z myślą o moim F., który stał przed wyborem szkoły i zawodu (kierunku szkoły). Dla niego to nie jest jakiś dramat, bazuje na moim doświadczeniu i w sumie nie ma nadmiaru możliwości. 

Ja też w jego wieku nie czułam powagi sytuacji, chciałam pójść do ekonomika, ale tam się nie dostałam. Więc skończyłam liceum ogólnokształcące.

Mój F podobnie jak ja w jego wieku, nie odkrył jeszcze swojego powołania, nie jest pewny co by chciał robić. Nawet gdyby odkrył i wybrał, to wydaje mi się, że nie jest jeszcze to czas na zamykanie sobie drzwi ...

On po skończeniu technikum, będzie mógł wybrać inny kierunek studiów niż ten w wybranej szkole ponadpodstawowej. Na każdym etapie szkoły, studiów możemy wybrać inny kierunek naszego życia. 

Mój syn uwielbia rysować, tworzyć komiksy... nie wykazuje specjalnego zainteresowania informatyką, programowaniem, biologią, chemią itd. Ja jako matka nie raz widziałam ile zabawy sprawia mu tworzenie obrazów czy tworzenie miniatur.  Uwielbia grać, kilka lat temu tworzył od podstaw światy w Minecraft, bez wcześniejszego planowania, rysowania, tworzył skomplikowane budowle. A powstałe projekty zachwycały pomysłowością i wysokim poziomem trudności. 

F. dobrze poradził sobie na egzaminie, na koniec roku miał świadectwo z wyróżnieniem. Ale wybrał szkołę, gdzie według opinii innych jest niski poziom .... 

Aplikowaliśmy na dobre kierunki, do dobrej szkoły, wiecie takie "przyszłościowe", jednak ja od samego początku nie widziałam mojego syna w takiej roli. 

Wiele osób służyło mi dobrą radą. Radziło, abym wysłała go na przyszłościowy kierunek, dający w przyszłości pewną pracę, prestiż, chwałę i podziw. Dostarczali dowodów, że absolwenci są bogami rozchwytywanymi, nie mającymi w przyszłości problemów ze zdaniem matury i dostaniem się na wybrany kierunek studiów. Mało tego na pierwszym roku wiedzą więcej od innych, ba!!... wręcz nudzą się na zajęciach. 

A szkoła, ta druga gorsza  ... to szkoła gorszego sortu, gdzie wysyła się dzieci, które mają problemy z nauką i tam są piątkowymi uczniami. Gdzie .... cytuje.... wszystko jest farsą, stwarzaniem pozorów, kpiną.  

Wiecie mogłabym Was zanudzać całym procesem planowania, rozważania za i przeciw, opisać każdą z rozmów, które wnosiły wątpliwości i pewność... napiszę tylko w skrócie...

Bo nie wiem, nie mam pewności czy moja decyzja jest słuszna.... podjęłam ją dziś.... teraz... na podstawie tego co dla mnie ważne, co dobre dla mojego dziecka, na podstawie wykluczania, odrzucania... 

Kiedy wysyłałam mojego syna, który miał 5 lat i 8 miesięcy do szkoły... też spadła na mnie fala krytyki. Wtedy również nie wiedziałam co nas czeka, liczyłam, kalkulowałam, żeby trafił na tych lepszych nauczycieli (niestety się nie udało), brałam pod uwagę wyż demograficzny itd. Kilka razy okazało się to strzałem w dziesiątkę... słuszną decyzją. Ale nikt nie wie tak naprawdę ... co by było gdyby, może gdybym podjęła inną decyzję, też by później się taka okazała. 

Wtedy kierowałam się tym i teraz też tak zrobiłam
  1. czego chce moje dziecko
  2. zapewnić mu jak najlepsze środowisko nauki
  3. unikać problemów
szkoła prestiżowa !!

Co ja słyszałam:  szkoła ma dobrą opinię bo o nią dba np. zatajając to co mogło by tej opinii zaszkodzić; ma dobrą, bo taką ma mieć i robią wszystko, czasami kosztem ucznia, aby tak było; są duże wymagania przy stawianiu ocen (dot. niektórych nauczycieli), gdzie nauczyciel umie tylko ma 5; większość problemów jest zamiatana pod dywan, nie wychodzi na światło dzienne, problemów nie ma, bo ich nie powinno być.  

Ja słyszałam wysoki prestiż z dużą szansą na problemy psychiczne, wynikające z atmosfery panującej w szkole. Szkole zależy na wynikach, dobrej opinii ZA WSZELKĄ CENĘ, nawet kosztem uczniów i ich zdrowia psychicznego. 

Mój syn przez 8 lat miał często pecha do nauczycieli, a kolegów w klasie nie miał i nie chciał mieć. To co mu zafundowała szkoła z super opinią, wysokim poziomem.... nie chciałam, aby w technikum się powtórzyło*. Czy wysoki poziom czy niski, wszystko zależy od nauczyciela, atmosfery i chęci ucznia do zdobywania wiedzy. Matura wszędzie jest taka sama, a dopiero renomowana uczelnia, super kierunek studiów, choć i to też nie zawsze, gwarantuje lepszą przyszłość. Jak dziecko jest mądre i chcące się uczyć to w każdej szkole będzie dobrze... mi zależało na tym, aby uczył się tam, gdzie będzie się lepiej czuł. 

*Moje dzieci chodziły do tej samej szkoły i gdyby ktoś się mnie zapytał o opinie, to byłaby różna. Lila ma wszystkich nauczycieli super: empatyczni, mili, kompetentni... w klasie atmosfera wspaniała. Niestety z perspektywy Filipa moja opinia o tej szkole jest druzgocąca. Brak współpracy z nauczycielami, poniżający/lekceważący stosunek nauczycieli do ucznia. Atmosfera nie sprzyjająca zdobywaniu wiedzy, niekorzystne warunki do nauki.

Mój syn ma w tej nowej szkole spędzić kolejne 5 lat swojego życia ... nie chce ryzykować, że akurat on trafi na problemy o których już dziś wiem, że występują w tamtych szkołach. 

Tu jedynie słyszę, niski poziom, wątpliwy pod kątem edukacji nauki ocen.... słyszę miła przyjazna atmosfera, nauczyciele lubiani przez uczniów .... i na takiej opinii najbardziej mi zależy. Niech ma piątki za kolorowanie, uczy się z przyjemnością.... 


Ten post powstałam przez kilka tygodni i z opublikowaniem go czekałam do ostatniej chwili, chciałam poczekać jeszcze trochę, aby Filip poznał nauczycieli, pochodził do niej trochę.... jednak myślę, że NIGDY nie będę pewna do końca czy miałam rację. Może za 5 lat, za rok.... ale ....

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mondrości Ani - Jestem dumna. Po prostu.

Czasem zatrzymuję się na chwilę przy ich pokojach i patrzę na moje dzieci. Nie zerkam okiem kontrolnym, czy mają czysto. Patrzę tak naprawdę.  Jestem z nich dumna. Nie dlatego, że zdobywają stypendia, nagrody, mają dobre oceny. Jestem dumna z tego, kim są. Jestem dumna z tego, że potrafią być sobą. Każde z nich inne – jedno bardziej otwarte, drugie cichsze.  To nie jest chwalenie się. Nie chodzi mi o "zobaczcie, jakie mam wspaniałe dzieci". Bo każde dziecko jest wspaniałe. Chodzi mi o ten rodzaj cichej dumy, która siedzi gdzieś głęboko w sercu i od czasu do czasu wydostaje się na powierzchnię jako uśmiech albo łza wzruszenia. Nie po to, żeby się chwalić. Po prostu… żeby zostawić tu kawałek uczuć, które często noszę w sobie. Popełniam błędy. Ale widząc, jak moje dzieci rosną na dobrych ludzi, wiem, że coś jednak zrobiłam dobrze. Przy tej okazji chciałam napisać o bardzo ważnej rzeczy - wiele osób zarzucało mi, że za bardzo poświęciłam się dla dzieci, że oddałam całą siebie dzi...

Udawanie kogoś kim się nie jest

Dziś chcę napisać o udawaniu tzw. granie roli, naśladowanie i upodabnianie się na siłę, tworzenie pozorów. Przeciwieństwo bycia sobą, naturalnego, autentycznego zgodnego z samym sobą zachowania. Co powoduje, że tak wiele osób udaje kogoś, kim wcale nie są ? Wkładają maski i stają się kimś zupełnie innym ? Chcą być lubiani. Chcą się przypodobać.  Bo w niektórych sytuacjach, bycie sobą może być trudne. Myślą, że udając kogoś, kto jest odbierany dobrze przez społeczeństwo, będą akceptowani. Chcą zdobyć wymarzonego partnera. Bo tak jest łatwiej. Każdy ma swój powód. To nie jest nic złego, jeżeli nie przekracza się pewnych granic. Pragnienie bycia kimś innym to marnowanie osoby, którą się jest. Kurt Cobain Pragniemy akceptacji innych, a sami siebie nie akceptacjemy. Kiedy udajesz kogoś innego, masz w sobie wewnętrzny konflikt, który tworzy jeszcze większe napięcie i generuje jeszcze więcej negatywnych emocji. Co sprawia że jeszcze mniej akceptujesz to,...

Mondrości Ani - rozdrapywanie ran....

Czasami jak mamy ogromną ranę, to zamiast dać się jej zagoić to jak chory na Dermatillomanie, w powtarzających się w czasie epizodach  - skubiemy, pocieramy czy dłubiemy w niej.  Przy każdej okazji - rozdrapujemy - żeby przypomnieć sobie lub innym, jak nas bardzo zraniono, jacy jesteśmy biedni, jak poszkodowani, po to, aby pozostać w wygodnej roli ofiary albo wobec siebie, albo wobec innych. Bo ofierze się pomaga, trzeba współczuć, trzeba być wobec niej wyrozumiałym, miłym, nie można dużo wymagać. A rana to dowód  i powód do wyżalania się postronnym osobom na niesprawiedliwości, które nas spotkały. Bo trudniej jest czasami żyć z zagojoną raną, trudniej nauczyć się żyć "normalnie" z zabliźnioną raną. Więc przy każdej okazji grzebiemy do krwi, posypujemy solą. Ja już kiedyś pisałam o tym ( o tu ),  że byłam jedną z tych osób, które nie potrafiły się powstrzymać, aby nie zetrzeć strupka, aby nie rozdrapać - wciąż rozpamiętywałam swoje upokorzenia, traumy. Jest wiel...